2.08.2012

Sin City

Trabzon jako miasto grzechu? Hmmm.... wprawdzie i tutaj istnieje coś w rodzaju "dzielnicy czerwonych latarni", gdzie funkcjonują małe hoteliki, które hotelami wcale nie są, a w bramach domów na klientów oczekują prostytutki, ale jednak to tylko 2 - 3 uliczki w sąsiedztwie portu. Pozostała część miasta usypia już około 23, kiedy z centrum odjeżdżają ostatnie dolmusze (czyli minibusy) i zamykane są restauracje.

Wystarczy jednak przejechać około 200 kilometrów na wschód, żeby wkroczyć do zupełnie innego świata. Do świata, w którym dziewczyny chodzą na wpół rozebrane, tani alkohol leje się litrami, w kasynie można (próbować) wygrać grubą kasę. Tam jeżdżą Turcy, żeby się zabawić, skorzystać z usług prostytutek, pójść do klubu nocnego i grać w zakazane w Turcji gry hazardowe.  W tym miejscu można zostawić na boku wszystkie ograniczenia wynikające z islamu oraz konserwatywnej atmosfery tureckiego czarnomorskiego wybrzeża. "Ey, özgürlük!" (tr. Ach, wolności!), jak to określił mój turecki znajomy.

 




A o jakim mieście piszę? Chodzi mi o nadmorski, gruziński kurort Batumi, stolicę Autonomicznej Republiki Adżarii. Moim znajomym Turkom ta wakacyjna wolność uderza do głowy. Zupełnie inaczej zachowują się tutaj, a zupełnie inaczej tam. W Trabzonie to dobre chłopaki - przestrzegają restrykcyjnie postu, są stonowani i uprzejmi. Po przekroczeniu granicy to zupełnie inni ludzie. Allah chyba nie widzi co się dzieje w Batumi, więc po co pościć? Tutaj mogą bezkarnie zagadywać do napotkanych dziewczyn, pić tani alkohol, palić papierosy (na co dzień niepalący kumpel wytłumaczył mi, że jak widzi takie niskie ceny papierosów, to nie może się powstrzymać) oraz grać w gry hazardowe. A potem moi znajomi ze zdziwieniem stwierdzają, że Turcy w Batumi do lubianych nie należą. Zaczyna mi się wydawać, że jednak kontrola społeczna,  jest tym ludziom w 100% potrzebna. Nie zrozumcie mnie źle, to nadal fajni ludzie, ale ich zachowanie, to jak zwracają się do innych zmienia się drastycznie, kiedy tej kontroli brakuje.






 Dla mnie wizyta w Batumi to okazja do założenia prawdziwie letnich ubrań. Na kilka dni mogłam zrezygnować z długich spodni i spódnic. I w końcu nie miałam problemów ze znalezieniem restauracji serwującej jedzenie przed zachodem słońca. Na dodatek i na szczęście dla mnie Gruzini uwielbiają Polaków. Wystarczy powiedzieć, że jest się Polakiem, by cieszyć się pozytywną reakcją i opowieścią o przyjaźni polsko- gruzińskiej. W Batumi jej dowodem jest ulica im. Marii i Lecha Kaczyńskich, osób tutaj uwielbianych.



Powyżej kilka tradycyjnych gruzińskich potraw - pierwsza to charakterystyczne dla Adżarii chaczapuri adżaruli (z białym serem, na wpół surowym jajkiem oraz mnóstwem masła), następna to inny rodzaj chaczapuri - chaczapuri lobiani nadziewane pastą fasolową. Niżej odżakuri, czyli coś w rodzaju gulaszu, a ostatnia potrawa to pierogopodobne khinkhali, dostępne z nadzieniem mięsnym lub grzybowym.

Batumi to miasto kontrastów, które zmienia się w oczach, z miesiąca na miesiąc.  Z jednej strony dziurawe drogi, podwórka obwieszone sznurkami z praniem, domy wyglądające na rudery, a z drugiej nowoczesne wieżowce, bogato zdobione hotele, złote fontanny i inne kiczowate elementy.  W Batumi można dostrzec budynki należące do chyba wszystkich stylów architektonicznych, ładną starówkę, nowoczesne wieżowce, domy projektowane przez architektów o (niestety!) zbyt bujnej wyobraźni oraz dziesiątki kasyn. Batumi staje się powoli takim gruzińskim Las Vegas.


Za fontanną z lewej strony Sheraton, z prawej budynek uniwersytetu.


Woda tryskająca z piersi? Takich fontann w Turcji zdecydowanie się nie uświadczy!



Według legendy to Batumi jest starożytną Kolchidą, do której podążyli Argonauci w poszukiwaniu Złotego Runa.


Wieżyczki, złoty dach i witraże w oknach. Esencja nowej batumskiej architektury.



W nocy większość budynków jest podświetlona, efekt czasem całkiem przyjemny, czasem tandetny.





Dowód na wyobraźnię architektów. Chorą wyobraźnię.


Kicz w czystej postaci.

Wszechobecne palmy.

Druga, ta "gorsza" strona Batumi jest bardziej autentyczna niż 5 gwiazdkowe hotele i podświetlane fontanny... Brak tu sztuczności, widać jak ludzie żyją na codzień.



Gruzini to zdecydowanie kreatywny naród. :)
 Promenada nadmorska robi wrażenie - plaża rozciąga się na ponad 5km., deptak obsadzony jest palmami, a w przymorskim parku roi się od różnorodnych rzeźb, fontann oraz małych knajpek. Jednak brakuje mi tu jakiejś spójności, te miasto nie układa się w jedną całość, poszczególne elementy tworzą ciężkostrawny, choć może i fascynujący misz masz.

Tajemnicze budynki na deptaku - czyli bezużyteczna latarnia morska oraz konstrukcja ozdobiona literami gruzińskiego alfabetu.

Ali i Nino, czyli gruzińscy Romeo i Julia. Pomniki są ruchome i w zależności od pory dnia są od siebie daleko, lub łączą się w jeden.

 Poza tym jest tu trochę jak w piosence "Tu jest tyle policji, czuję się bezpiecznie..". W pobliżu nabrzeża roi się od policjantów, choć nie widziałam ani jednej sytuacji, która wymagałaby ich interwencji. Oczywiście nie liczę takich drobiazgów jak ich negatywna reakcja na nasz namiot rozłożony niedaleko deptaku i stroje suszące się na drzewkach. W końcu spaliśmy zupełnie pod gołym niebem (to tego już się nie przyczepili), a stroje wysuszyły się na trawce...  



 Miasto jest otoczone soczyście zieloną, bujną roślinnością.  Niestety, jeszcze nie udało mi się wejść do jednego z największych na świecie ogrodów botanicznych, który leży około 10km od centrum. W ten ostatni weekend  z ogrodem wygrała plaża znajdująca się tuż przy nim i "upiększona" dziwaczną konstrukcją, z której odważni skakali do wody. Dużo zabawy za marne 60 tetri wydane na marszrutkę (dla zainteresowanych: marszrutka nr. 31). Dodatkową atrakcję stanowi widok na Batumi.




Batumi jest fascynującym miejscem, chociaż przeraża mnie kierunek w jakim  zmierza... I jeszcze jedno: gdzie podziały się te herbaciane pola Batumi o których śpiewają Filipinki? Podobno jakieś istnieją, mi jednak Batumi wcale nie kojarzy się z miastem opisanym w piosence.

Dzisiejszy wpis wyjątkowo był o Gruzji, następnym razem wracam do bliższej mi tematyki tureckiej.


2 komentarze:

  1. w legendzie/micie o złotym runie nie ma słowa o Batumi, a już na pewno o Batumi jako Kolchidzie

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny reportaż z Batumi. Ciekawie napisane, szczególnie podobały mi się początkowe fragmenty opisujące stosunek Turków do miasta. Zapożyczyłem te uwagi do swojego opisu miasta Batumi :) Relacja z pobytu na www.zmapaipiwem.pl. Na razie jest tekst+zdjęcia, a już niedługo dorzucę zdjęcia+tekst. I właśnie w tym dziale podeprę się wpisem z tej strony. Z góry dziękuję.

    OdpowiedzUsuń